Sierpniowe TOP 5
Sierpień był dla mnie ciężkim miesiącem pod wieloma względami. Przede wszystkim, kompletnie nie miałam czasu dla siebie. Jak już wspomniałam mam spore zadatki na pracoholiczkę, o ile już nią nie jestem. Nie lubię też, gdy muszę z czegoś rezygnować, co kończy się trzymaniem kilku srok za ogon. Tym sposobem w sierpniu miałam dwie prace na raz i 3 dodatkowe zlecenia 😀 Pracowałam 12-14 godzin dziennie przez 3 tygodnie. Tyle wytrzymałam, nie polecam tego nikomu. I szczerze współczuję osobom, które tak ciągną dłużej. W każdym razie, nie miałam wiele czasu na knajpki, często kończyło się na zamawianiu obiadów z dowozem albo jedzeniu kanapek przez cały dzień (o zgrozo!), także gdy już udało mi się wyjść chciałam czerpać z tego 100%. Dlatego moje sierpniowe Top 5 to “miejsca, które ratowały moje ciało i duszę”. Są to również miejsca, które bardzo lubię i które na pewno doczekają się na moim blogu indywidualnych, rzetelnych recenzji.
Ramen People
Ramen to jedno z moich “comfort food”. Jestem w stanie zjeść zawsze i nigdy nie jest tak, że nie mam ochoty na ramen. Zwłaszcza ramen z Ramen People. Nic więc dziwnego, że odwiedziłam to miejsce w tak trudnym dla mnie czasie. Przyszłam tam zmęczona do granic, z umysłem ameby i myślą, że najchętniej poszłabym spać do łóżeczka (yeaah, szalona piątkowa noc). Nie pomagał mi fakt, że przy upałach, na miejscu było bardzo duszno. Mój rozmówca nie miał ze mnie zbyt wiele pożytku. Zamówiłam ramen “Shoyu” i jak zawsze, smak wynagrodził mi wszystkie niedogodności. Mięso delikatne, rozpływające się w ustach, bulion idealnie doprawiony i klarowny, genialny, wyrabiany na miejscu makaron. Po raz kolejny przekonałam się też, że do Ramen People trzeba przyjść na głodniaka – miski są duże i sycące, także przy pełnym brzuchu ciężko zjeść do końca.
Emalia
Emalia na Zabłociu to jedno z moich ulubionych miejsc, które odwiedzam regularnie. Dobra kuchnia, wspaniała obsługa, przyjemny wystrój oraz to, że mieszkam po sąsiedzku sprawiają, że bywam tam minimum dwa razy w tygodniu. Nic więc dziwnego, że przy kompletnym braku czasu na przygotowanie własnego jedzenia, to właśnie Emalia mnie ratowała, gdy odwiedziła mnie rodzina lub gdy potrzebowałam wyjść wreszcie z czterech ścian, “do ludzi”. Bo Emalia jest idealnym miejscem na wiele okazji – na obiad z rodzicami, urodzinową kolację ze znajomymi czy ploty z koleżanką. W karcie jest coś dla każdego – od typowo polskiego schabowego, po makarony, burgery, pierogi, aż po sałatki, rybę i mule. Wspaniała karta win i koktajli, dobra kawa i desery oraz lody. W tygodniu oferta lunchowa z dwoma daniami do wyboru (mięsnym i wegetariańskim). Dlatego właśnie, gdy nie wiem, gdzie iść, idę do Emalii, bo wiem, że tam zawsze znajdę coś, na co mam w danej chwili ochotę.
Nolio
O Nolio słyszałam wiele, ale długo zajęło mi, żeby wreszcie tam dotrzeć. Udało mi się w końcu, gdy przy natłoku pracy, stwierdziłam, że koniec z odkładaniem tego na później, bo “potrzebuję wreszcie dobrego jedzenia i odskoczni od tego wszystkiego”. I nie zawiodłam się. Nolio jest to miejsce, które z pewnością odwiedzę jeszcze wiele razy, żeby napisać oddzielną, indywidualną recenzję. Tymczasem, podczas pierwszej wizyty zamówiłam sezonowe ravioli z domową kiełbasą i kurkami, mój towarzysz dla siebie wybrał pizzę. TO BYŁA ROZKOSZ NA PODNIEBIENIU. Ravioli jednym słowem – genialne. Ciasto i mięso idealne (mimo, że nie przepadam za kiełbasą), do tego kurki, sos z sera pleśniowego i gruszka. Połączenie wszystkich smaków to było mistrzostwo samo w sobie. Z tego co udało mi się wykraść z sąsiedniego talerza, pizza też rewelacja. Do tego zamówiłam wino domu, które niestety dostałam w szklance, nie w kieliszku, ale to już moja osobista preferencja, że nie lubię pić wina ze szklanki. Potem przyszło do deseru. Tu wybór nie mógł być inny niż tiramisu pistacjowo-daktylowe. Ku mojemu przerażeniu pani kelnerka zapytała, czy zamawiamy jeden deser i będziemy się dzielić (???!!!). JA NIE DZIELĘ SIĘ DESEREM. Także nie, wzięliśmy dwa oddzielne desery 😀 Zdecydowanie było warto. Przy pierwszym wrażeniu byłam zawiedziona, że deser był w formie ciasteczka, a nie tradycyjnego kremu w pucharku, ale smak wynagradzał wszystko. Idealnie zrównoważona kompozycja smaków, konsystencja biszkoptu spojona daktylową, kleistą masą. Subtelny pistacjowy aromat i wspaniały cytrusowy posmak, który pozostawał na podniebieniu. Wspaniałe! Na pewno wrócę po więcej.
Kolanko nr 6
Kolanko to jedno z tych miejsc, które pierwsze przychodzą mi do głowy, kiedy myślę o wyjściu na Kazimierz. Często jest to miejsce, które odwiedzam po kolacji, żeby wypić jeszcze kieliszek dobrego wina lub drinka. W menu mają kilka ciekawych pozycji, dlatego muszę tam przyjść kiedyś na obiad lub kolację, tymczasem jeśli szukacie przytulnego miejsca, w którym napijecie się wina / piwa, koktajlu alkoholowego lub bezalkoholowego z czystym sercem mogę polecić. W karcie duży wybór herbat i kaw, także na dzienne spotkanie i pogaduchy również będzie idealne.
Wschód Bar
Wschód bar to nowe miejsce na kulinarnej mapie Krakowa i na pewno będzie o nim głośno. W karcie znajdziemy wiele propozycji azjatyckich potraw ulicznych. Menu skonstruowane tak, żeby potrawami się dzielić. Taki rodzaj azjatyckiego tapas. Jest to więc idealne miejsce na wyjście ze znajomymi. Stół pełen jedzenia, do tego wybór ciekawych alkoholi lub bezalkoholowych lemoniad. Sam wystrój ciekawy, klimatyczny, rodem z filmu. Przy panujących wtedy w Krakowie upałach, miejsce było dosyć duszne i głośne, co jeszcze bardziej przywoływało klimat Azji. Do jedzenia zamówiliśmy “Oyster Beef” – wołowinę w sosie ostrygowym, “Kara Age” czyli KFC po japońsku, sałatkę z grzybów mun oraz ryż, jako dodatek. Cóż to była za mieszanka smaków! Każde danie było niepowtarzalne. Wołowina, długo gotowana, miękka, w aromatycznym sosie pozostawia po sobie lekko pikantny posmak. Podana z frytkami z batatów i orzeźwiającą papryką. Kurczak w panierce z cytrynową nutą wręcz doskonały. Grzyby mun podane z kolendrą, idealnie komponowały się z ryżem i sojowym sosem. Do tego różowe prosecco i Yujacha – cytrynowy, słodko-gorzki napar podawany na ciepło lub na zimno. Z pewnością będzie to moje stałe miejsce na weekendowe wypady ze znajomymi.
Tak właśnie wyglądał mój sierpień – po trochu z nowych odkryć oraz powrotów w znane i ukochane progi. Dajcie znać, co polecacie dla mnie na Wrzesień?