Debiuty,  Recenzje

Recenzja nowych restauracji – Nón lá i Pan KimBap

Tak jakoś wyszło, że z odwiedzonych przeze mnie ostatnio, nowo otwartych restauracji, wszystkie oferują kuchnię azjatycką. Widać takiego mam ostatnio smaka. Kiedyś ciągle mogłam jeść włoskie makarony, teraz na okrągło mam ochotę na ramen i sushi. W każdym z poniższych miejsc byłam tylko raz, ale na pewno nie ostatni, bo jedzonko w nich jest jak najbardziej zacne.


Nón lá

Nón Lá to malutkie miejsce przy Nowym Kleparzu oferujące kuchnię głównie wietnamską, aczkolwiek, w karcie znajdziemy też m.in. dania tajskie. Złożyło się akurat, że restauracja znajduje się na parterze kamienicy, gdzie ma miejsce studio taneczne, w którym działam, dlatego będę tam na pewno regularnym gościem. Często jest tam pełno, ciągle też widzę ludzi wychodzących stamtąd z pakunkami na wynos. Wszystko to cieszy moje serce, bo zdecydowanie warto tam zjeść i chciałabym, żeby to miejsce utrzymało się na długo (jeśli tylko utrzyma poziom jedzenia oczywiście!). Gdy zapytałam o kucharza i skąd zainteresowanie kuchnią wietnamską, pani, która mnie obsługiwała, odpowiedziała, że kucharzem jest jej zięć, który jest Wietnamczykiem i który w Wietnamie zdobył tytuł i zawód kucharza. Menu, jak często jest to rozwiązane w tego typu azjatyckich knajpkach, podzielone jest według dominującego składnika, a więc na “dania z wieprzowiną”, “dania z owocami morza”, “dania z kaczki”, “dania z makaronem” itp. Zamówiłam sajgonki z krewetkami i zupę Pho Bo — jak często podkreślam — jedno z moich ulubionych azjatyckich dań i idealną jak dla mnie kac-zupkę. Sajgonki przygotowano bardzo szybko i podano mi je ekstremalnie gorące, czego się nie spodziewałam i oparzyłam jęzor. Mimo tych niedogodności, pysznego smaku nie dało się ukryć. Były po prostu doskonałe. Kruche, świeże, krewetki w środku miękkie, łagodne i wyraźnie dosmakowane jednocześnie, chyba najlepsze sajgonki, jakie kiedykolwiek jadłam. Urzekła mnie też ich prezentacja. Pieczołowicie ułożona na wierzchu, pojedyncza gałązka koperku, obok surówka, aż łezka się w oku kręci na myśl o wspomnieniach z kolonijnej stołówki 😀 Zupa Pho Bo, również bardzo gorąca, musiałam chwilę odczekać i podmuchać, żeby zacząć jeść, podana w ogromnym talerzu, dosłownie korytko pełne wspaniałej zupy. Bulion bardzo klarowny i esencjonalny, mięso delikatne. Z tego, co widziałam po innych stołach, moje korytko nie było wyjątkiem, wszystkie porcje są tam zacne i zdecydowanie trzeba przyjść na głodniaka, nie żałują — to się chwali, oby tak zostało. Zamówiłam jeszcze coś, co tajemniczo nazywało się w karcie “orientalnym napojem Sagiko” o smaku liczi. Okazało się wietnamskim, słodkim napojem w puszce. Całkiem smaczne, ale na skład bałam się spojrzeć 😀 Obsługa jest tam bardzo miła, aczkolwiek jeszcze trochę niewprawiona. Pomijając kwestię serwowania tak gorących potraw, danie główne podano mi, gdy nie skończyłam jeszcze przystawki, stawiając je na drugim końcu stołu. Menu dostałam bardzo szybko, na przyjęcie zamówienia również nie musiałam czekać, ale już nikt nie podszedł do mnie, żebym mogła zapłacić, czekałam bardzo długo, w końcu wstałam i zapłaciłam przy barze, a nie było wtedy takiego tłumu. W każdym razie to są takie moje małe, snobistyczne narzekania i szczegóły, które bardzo możliwe ulegną poprawie, bo restauracja jest przecież jeszcze nowa, także odwiedzić ją na pewno warto.


Pan KimBap

Pan KimBap to małe miejsce oferujące pyszności kuchni koreańskiej. Dość niepozorne i gdyby nie to, że na bieżąco śledzę nowinki z kulinarnej mapy Krakowa i o tym miejscu już wiedziałam, to pewnie przeszłabym obok, nie mając ochoty wejść do środka. Miejsca jest malutko, wystrój bardzo oszczędny i mało przytulny. Cały na biało, na podłodze niezbyt zachęcające płytki, ale czułam się trochę jak w domu, bo mają te same stoliki z Ikei jak ten, który stoi u mnie w kuchni 😀 Jest to raczej miejsce, żeby przyjść, zjeść i wyjść, a nie na dłuższe posiedzenie, wyjście ze znajomymi czy romantyczną kolację. Zorganizowanie graficzne karty pozostawia wiele do życzenia (grafik płakał, jak projektował, serio, nawet nie dopilnowano tego, że w foncie wykorzystanym do głównych tytułów brakowało polskich znaków i w tych miejscach wskoczył zupełnie inny… ). Przynajmniej zaznaczono w niej poziom ostrości potraw, także pewne minimum zostało spełnione… Pomijając jednak te wszystkie kwestie wizualne, których dopięcie przy rozkręcaniu restauracji może być kłopotliwe oraz kosztowne i przechodząc do jedzenia, to jest jak najbardziej dobrze. Gdy już cicho popłakałam w duszy nad tą kartą i tak bardzo niewykorzystanym potencjałem (seriooo ładny projekt nie musi być drogi), zamówiłam zupę O’muk oraz KimBap klasyczny z marynowaną rzodkwią, omletem, szynką, paluszkami krabowymi i warzywami. Zupa była bardzo dobra, łagodny, acz esencjonalny bulion, w środku naleśnik z ciasta rybnego. Porcja malutka, tak jak uprzedzono w karcie (znajduje się w sekcji “lekki posiłek”, podane są też wartości w ml), także jest w sam raz jako przystawka. Pani kelnerka bardzo cierpliwie informuje każdego, że KimBap, wygląda jak sushi, ale sushi nie jest, że jest podawane na ciepło i nie ma w nim surowej ryby. Myślę, że dobrze, bo nie każdy musi wiedzieć, a fakt, że wygląd może być mylący. Jeśli chodzi o sam smak to jest bardzo łagodny. W porcji jest 12 kawałków rolki, także jak najbardziej się wszystkim najadłam. W klasycznym KimBapie trochę mi nie pasowała szynka, ale to moja osobista preferencja, na pewno spróbuję też innych zestawień przy kolejnej wizycie. Na koniec zamówiłam Bibim-bap na wynos, który sobie spokojnie zjadłam w domu, następnego dnia, zwłaszcza że na stolik czekało już kilka osób i właściwie nikt nawet nie zapytał, czy zamawiam coś jeszcze? coś do picia? Nope – żreć i wypad, nie ma takiego siedzenia 😀 Fakt, że przynajmniej obsługa jest dynamiczna! Bibim-Bap jako potrawę bardzo lubię, przez lata żywił mnie przed zajęciami tanecznymi ten z Oriental Spoon przy Starym Kleparzu i tam jadłam chyba wszystkie jego wersje. Ten z Pan Kimpab bardzo mocno się od tamtego różni, wołowina przygotowana jest bardziej na słodko, ryż jest twardszy, zupełnie też inny jest zestaw towarzyszących mu warzyw. Nie znaczy, że gorzej oczywiście! Wszystko jest bardzo aromatyczne, tworzy spójną całość i sycący zdrowy posiłek jak na Bibim-Bap przystało, także na pewno wrócę po więcej!

Panie Kimbap — odezwijcie się do mnie, zaprojektuję Wam tę kartę!


Wciąż otwierają się w Krakowie nowe restauracje, nie nadążam czasami z pisaniem dla Was recenzji, a już na pewno z jedzeniem tego wszystkiego! Które z nowo otwartych restauracji polecacie? Ja mam oczywiście ich pełną listę do sprawdzenia, ale może pominęłam jakieś miejsce, które warto odwiedzić? Dajcie znać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *