Ramen Tu – pierwsze wrażenia po otwarciu
W miniony weekend miało miejsce otwarcie nowego lokalu — Ramen Tu. Jako wielbicielka ramenu i wyznawczyni filozofii “Ramen dobry na wszystko”, bardzo mnie ta informacja ucieszyła i zaintrygowała. Poprzeczka w Krakowie pod tym względem zawieszona jest bardzo wysoko przez Ramen People (no dobra, Akita Ramen też jest dobry :D), byłam zatem bardzo ciekawa, jak nowe miejsce odpowie na to wyzwanie.
Lokalizacja jest wyborna i zdecydowanie właściciele nie muszą się obawiać, że klienci będą mieli do nich “nie po drodze”, bo znajduje się na ulicy Mieselsa 11, zaraz w sąsiedztwie WOK Open Kitchen.
Miejsce urządzone schludnie i estetycznie, nic przesadnie oryginalnego ani powalającego (połączenie bieli, drewna, cegły i roślinności), ale na pewno mają dobrą bazę, żeby wnętrze dopracować, jak im się wszystko ładnie rozkręci. Obsługa bardzo sprawna, miła i pomocna. Odpowiada na wszystkie irytujące pytania, sama się angażuje, dopytuje i wszystkie uwagi przekazuje kuchni, co się chwali, bo na pewno będą musieli dopracować trochę detali, jeśli chcą być numerem 1 na ramenowej mapie Krakowa.
Na prostej, estetycznej karcie, odnajdujemy kilka przystawek (klasyka gatunku, czyli Kimchi, Edamame, Kakuni oraz sałatka z pikantnych ogórków Oi Sobagi), aż 7 ramenów do wyboru oraz dwa ciekawe desery — krem z choyi i sezamowe brownie. Wyróżnione są potrawy ostre i wegetariańskie. Do picia mamy dobre herbaty (Sencha, Sencha Sakura, Genmaicha i Gunpowder Mango) i piwo (polskie i japońskie, jest też opcja bezalkoholowa). W oczy rzuciła mi się też bardzo dobra selekcja win — m.in. wino choya, oczywista oczywistość, poza tym Prosecco, dwa rodzaje winka z Winnicy Wieliczka oraz Rata Road New Zealand Sauvignon Blanc i Panul Chile Cabernet Sauvignon. Szkoda tylko, że jedynie choya dostępne jest na kieliszki, reszta na całe butelki.
Co do samego ramenu, to zamówiłam klasyczny Shoyu — jeden z moich ulubionych także oczekiwania miałam wysokie. Porcja jest bardzo duża, ogromna wręcz. Znajome miseczki (takie same jak w Akita Ramen) wypełnione prawie po brzegi! Specjalnie przyszłam tam głodna i mimo to całości nie zmieściłam. Skarby, jakie znajdziemy w tej wersji, oprócz makaronu oczywiście, to kurczak kabayaki, jajko, imbir i por. Moim pierwszym wrażeniem było, że bulion jest zaskakująco kwaśny. Tak trochę, jakby go podlano kwasem z kiszonej kapuchy albo kimchi. Nie było to złe, ale nie do końca to, w czym gustuję. Druga rzecz to ramen był tylko lekko ciepły i zanim doszłam do połowy michy, to już wystygł. Poza tymi dwoma szczegółami wszystko było jak najbardziej w porządku. Imibru i pora było w nim dużo, także był mocno wyrazisty. Kurczak kabayaki był doskonały, miękki, przepysznie doprawiony. Upychałam go jak mogłam, bo taki był dobry, że nie chciałam zostawić, także za kurczaka milion propsów. Moja towarzyszka zamówiła ramen Kumamoto, jej wywar również był kwaskowaty, ale zdecydowanie mniej niż mój, całość była też dużo łagodniejsza.
Podsumowując, w moim sercu na pierwszym miejscu dalej pozostaje Ramen People. Ich ramen jest rewelacyjny, jest zawsze niezachwianą i niezmienną jakością. Do Ramen Tu na pewno wybrać się warto, ja też pewnie jeszcze ich odwiedzę, żeby spróbować innych pozycji z karty i sprawdzić, czy może coś się zmieniło na lepsze. Zdecydowanie powinni jednak jeszcze dopracować swój bulion, bo to przecież na tym opiera się cały ramen 🙂 A Wy odwiedziliście już to miejsce? Dajcie znać jak Wasze wrażenia.