Recenzje

Rzetelna recenzja – Ruru Udon

Dziś publikuję pierwszy artykuł z cyklu “Rzetelna recenzja”. Czym będzie ten cykl? Wiadomo, że każdy pisany przeze mnie post jest subiektywny. Mimo, że staram się zachować, w miarę możliwości, dystans do moich odczuć i wrażeń, smak jest i zawsze będzie kwestią całkowicie indywidualną. Postanowiłam odróżnić jednak recenzję pisaną po jednej wizycie, gdzie na wrażenia składają się moje samopoczucie, towarzystwo, aktualna, ogólna atmosfera, ilość czasu czy nawet pogoda – od opisywania restauracji, do której wracam niejednokrotnie. Za rzetelną uznaję zatem recenzję, gdy w miejscu pojawiłam się minimum trzy razy oraz gdzie spróbowałam różnych dań z karty w zależności od jej przekroju. Na pierwszy ogień idzie podsumowanie Ruru Udon serwującej azjatycki makaron w kilku odsłonach.

Mówiąc krótko – micha pełna grubych klusek z sosem – ja mówię temu głośne “tak”.

Dla osób nowych w temacie – co to jest udon? To rodzaj grubego, japońskiego, pszennego makaronu. Podaje się go w bulionie lub z sosem, z różnymi dodatkami. 

Ruru Udon znajduje się na ulicy Karmelickiej 22 i zawsze, gdy tam jestem, dziwię się, że tak mało tam ludzi. Wnętrze urządzone nowocześnie i przyjemnie, na zewnątrz ogródek (już trochę mniej przyjemny, bo zajmuje sporą część chodnika + obok trwa remont torowiska, co skutkuje tym, że przechodnie przeciskają się obok stolików gapiąc nam się w talerze). 

Karta początkowo nie była dla mnie zbyt czytelna, także chwilę mi zajęło, żeby załapać o co w niej chodzi. Na każdej stronie jest oddzielna propozycja miski + dodatki. Do wyboru mamy trzy rodzaje udonu z bulionem i sześć z sosem. Do każdego dania można dobrać warzywa i krewetki w tempurze, kurczaka lub kotlet wieprzowy smażone po japońsku. Wśród przystawek znajdziemy tradycyjne pierożki gyoza, wakame, kimchi, sashimi oraz tatar z łososia, a także edamame. Restauracja podkreśla, że makaron wyrabiany jest przez nich ręcznie, na miejscu, co się chwali – zawsze doceniam tradycyjne i na swój sposób – rzemieślnicze podejście do kuchni.

Całość dostajemy na przepięknej tacy – miska z daniem głównym, obok wybrany dodatek, sezam z moździerzem do wytłuczenia na świeżo, kimchi, imbir, sos sojowy, szczypiorek. 

Z trzech bulionów do wyboru, wybrałam ten wegetariański. Przyznam, że nawet jak na moje uwielbienie do łagodnych i delikatnych smaków, musiałam sobie do niego doładować sporo imbiru i kimchi bo był dla mnie za mało wyrazisty. Makaron bardzo dobry, ale w bulionie mocno się ślizgał, także jedzenie tej zupki to małe wyzwanie. Podana z różnymi warzywami i grzybami. Całościowo była poprawna, ale też jako smakosz azjatyckich zup, muszę przyznać, że wypadła słabiej niż powiedzmy ramen czy też zupa Pho Bo w innych miejscach. Do tego dobrałam kurczaka po japońsku (tak, bulion wegetariański zamówiłam z dodatkiem kurczaka, a co!), był przewyborny. Delikatna panierka idealnie dosmakowana, mięso delikatne, zupełnie nie czuć tłuszczu, czego w panierowanych potrawach, bardzo nie lubię. 

Kolejnym wyborem był udon z sosem sezamowym i tu całość dania wypadła zdecydowanie lepiej niż poprzednio. Wydaje mi się, że tak gruby makaron lepiej komponuje się z czymś gęstszym niż zupa. Sos odpowiednio obkleił udon, przez co smaki łatwiej mogły się ze sobą przenikać. Sam sos bardzo aromatyczny, bardzo wyraźnie sezamowo-orzechowy. Radzę całość doprawić sobie do smaku sosem sojowym, imbirem i/lub kimchi, bo przez intensywność sezamowego aromatu, potrawa może stać się odrobinę mdła przy kolejnym jej smakowaniu. To co uwielbiam w azjatyckich miskach – moc niespodzianek i wielość składników. Tu też w misce odkryjemy, oprócz podstawy czyli makaronu i sosu, warzywa, wodorosty i jajko. Do tego dobrałam Kakiage – warzywa w tempurze. Wyglądało to pięknie, smakowało też dobrze, ale jadło się to niełatwo. Warzywa pocięte są na cienkie paseczki, które zlepione są nawzajem tempurą. Tworzy to bardzo ciekawą dla oka strukturę, jednak trudno to zjeść pałeczkami. Wyciągnięcie poszczególnych elementów przy pomocy pałeczek zajmuje ogrom czasu, z czego jedna próba na trzy kończy się namiastką powodzenia. Ostatecznie zjadłam je, jak świnia, palcami i byłam szczęśliwa.

Jako zwolenniczka łagodnego smaku, omijam szerokim łukiem to, co w karcie określone jest jako “ostre”, “pikantne”, “palące”. W poprzednich potrawach podobało mi się, że sama mogłam sobie dostosować poziom intensywności w potrawach, doprawiając je kimchi czy też imbirem. Udon z sosem wegetariańskim curry nie był określony w karcie jako “ostry”, “pikantny”, “palący” więc go zamówiłam. Niestety trochę był i nie był to standardowy poziom ostrości curry, wynikający ze specyfiki samej mieszanki tych przypraw. Nie było tragedii, oczu i przełyku mi nie wypaliło i ogólnie całość potrawy zjadłam ze smakiem, jednak osoby, które tak jak ja, są bardziej wrażliwe na ostrość potraw, przestrzegam, że nie jest to zupełnie łagodny smak. Do tego zamówiłam mix warzyw w tempurze i były bardzo dobre, trzymały poziom pozostałych dodatków.

W karcie znajdziemy również różnego rodzaju napoje – od tych typowo “naszych” (cola, sok cappy) po azjatyckie piwa, sake czy japońskie wino choya. Można również skusić się na deser – lody o smaku matcha lub czarnego sezamu. Mnie niestety ani razu nie wystarczyło już miejsca, bo micha jest dość mocno sycąca 🙂 Może następnym razem!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *